Translate

niedziela, 8 marca 2015

Zapaść polskiej ochrony widać jeszcze wyraźniej…

Czeskie pielęgniarki naprawdę mają czas to robić, a chcą to robić jeszcze lepiej. Cytuję fragment Stanowiska Czeskiego Towarzystwa Pielęgniarskiego w sprawie kształcenia pielęgniarek z dnia 5 grudnia 2014 r.:


„W Czechach potrzebujemy pielęgniarek, które będą spełniały kryteria wyznaczone przez Dyrektywę Unii Europejskiej nr 2013/55/EU, pielęgniarek, które będą dobrze przygotowane teoretycznie i praktycznie do wykonywania swoich zadań, będą empatyczne oraz będą profesjonalnie komunikować się, będą stosować najnowsze technologie, będą potrafiły samodzielnie doradzać pacjentom/klientom oraz udzielać im wsparcia w samoopiece, jak również będą delegować wykonywanie zadań pracownikom pomocniczym, a także profesjonalnie będą analizować swoją własną praktykę zawodową (poddawać ją refleksji).”

Między wierszami czytam (bo o tym wiem), że czeskie pielęgniarki pracują po 8 godz. dziennie (nie przekraczają normy czasu pracy), mają do „dyspozycji” 3 rodzaje personelu pomocniczego (asystentki pielęgniarskie, opiekunów medycznych i sanitariuszy), pracują pełnym procesem pielęgnowania, do zbierania wywiadu z pacjentem stosują tablety z elektroniczną dokumentacją medyczną, prowadzą praktykę reflektującą, którą poddają superwizji pielęgniarstwa. Dodatkowo, w razie potrzeby, mają do dyspozycji opiekę psychologiczną psychologa zatrudnionego w danej jednostce. A wszystko to jest szczegółowo uregulowane i opisane w ustawach, rozporządzeniach rządu i rozporządzeniach ministra zdrowia. Ogólników w przepisach prawa jest jak najmniej, dzięki czemu nie ma zbyt dużej przestrzeni na dowolność interpretacji. Zresztą Czesi precyzyjnie stosują się do zasad i przepisów w porównaniu z Polakami, którzy zazwyczaj te same zasady i przepisy dowolnie interpretują, a potem stosują się do swoich interpretacji. Na tym polega przepastna różnica w systemach opieki zdrowotnej w naszych krajach.

Dlaczego cytuję ten fragment Stanowiska CzTP?

Ponieważ zazdroszczę Czechom tego, że ich system opieki zdrowotnej „nie pożera” pielęgniarek, tylko pozwala im pracować zgodnie z zasadami sztuki i najnowszą wiedzą. W Polsce mamy absolutną wolność, której jakoś Czesi nam nie zazdroszczą, a nawet ze zgrozą przyjmują niektóre fakty. Nie do wyobrażenia przez nich jest np. pracownie ponad normę czasu pracy, nie do przyjęcia jest przejmowanie zadań innych grup zawodowych, nieakceptowane są wszelakie nieprawidłowości środowiska pracy (bossing, mobbing, niedostatek sprzętu czy manipulacje przy płacach). W odróżnieniu od nich, w razie sytuacji kryzysowej polskie pielęgniarki pozostawione są same sobie bez psychologicznej pomocy, choć w danej jednostce zatrudniony jest psycholog (wiem, takie świadczenia nie należą do jego obowiązków, dlatego pielęgniarka musi szukać na własną rękę pomocy, jak każdy inny obywatel).

Gdy porównuję te dwa systemy opieki zdrowotnej, to wyraźnie widzę, że w Polsce jakoś ta cała patologia rozpanoszyła się do granic możliwości. Zastanawiam się, jak to było możliwe?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do dyskusji