Translate

wtorek, 14 kwietnia 2015

Droga przez ciernie polskich pielęgniarek-naukowców po powrocie ze słowackich konferencji

W ramach współpracy polsko-czesko-słowackiej polskie pielęgniarki-nauczyciele akademiccy chętnie uczestniczą w konferencjach organizowanych przez naszych południowych Sąsiadów. Takie zjazdy są okazją do promowania własnego dorobku naukowego, do nawiązania współpracy, do wymiany doświadczeń… na pewno przynoszą korzyści każdej ze stron. Gdy polskie pielęgniarki wracają do kraju okazuje się, że czeka je kobierzec usłany cierniami. Swoista droga przez mękę. Z powodu dziwnych kryteriów uznawania zagranicznych publikacji przez macierzyste uczelnie, w wielu przypadkach okazuje się, że cała praca naukowa idzie na marne.


Praca naukowa to żmudny proces studiowania literatury przedmiotu, tworzenia koncepcji, wybór narzędzi badawczych i konstruowanie własnych kwestionariuszy, wybór grupy badawczej i przeprowadzenie samych badań, policzenie wyników, opracowanie statystyczne, interpretacja wyników i napisanie pracy. Publikacja powinna zwieńczyć ten etap działań. Cały proces badawczy może być finansowany przez uczelnię, ale często zdarza się tak, że pielęgniarka-nauczyciel akademicki z różnych powodów nie może skorzystać z dotacji. Wtedy sponsorem działalności naukowej polskiej pielęgniarki staje się rodzina.

Jedną z bardziej atrakcyjnych form zakończenia pracy badawczej jest wygłoszenie referatu na konferencji zagranicznej oraz publikacja pełnego tekstu w monografii z danego zjazdu. Biblioteka uczelniana powinna uznać taki tekst za publikację zagraniczną i wycenić jej wartość w punktach, które zlicza się jako tzw. dorobek naukowy. Tymczasem okazuje się, że nie zawsze tak jest.

No właśnie, dochodzą mnie słuchy o różnych kryteriach uznawania publikacji zagranicznych w różnych uczelniach, co świadczyłoby o dowolności interpretacji ogólnych zasad i że bardziej jest to wymierzone przeciwko pracownikowi niż na jego korzyść. Od kilku lat dostaję listy z prośbami o pomoc, bo biblioteka nie chce uznać czyjeś pracy jako naukowej. Bo albo monografia wydana jest tylko w wersji elektronicznej, albo w Internecie nie ma informacji archiwalnej o danej konferencji, albo monografia elektroniczna powinna być dostępna przez Internet, a nie jest, albo Słowacy napisali zakazane w Polsce słowo „zbornik”.

W zależności od wiatrów na Atlantyku, w Polsce słowo „zbornik” tłumaczone jest przez popularny, zamorski, internetowy translator jako „zeszyt” albo jako „monografia”. Wszystko zależy od tego, w którym momencie „wiatrów” pracownik biblioteki wrzuci to słowo do translatora, to taki będzie wynik żmudnej pracy naukowej polskiej pielęgniarki. Dlatego uczestnicy słowackich konferencji – nauczeni złym doświadczeniem „drogi przez ciernie” – proszą mnie o wstawiennictwo w sprawie nieumieszczania na stronie tytułowej słowackich monografii słowa „zbornik” tylko dlatego, że polskie uczelnie nie traktują tych publikacji jako naukowych. Wysyłam prośby, a organizatorzy konferencji i wydawcy „zborników” specjalnie dla nas ryzykują zdziwienie słowackich i czeskich odbiorców nieczytelnością strony tytułowej, bo jaki z tej książki zbornik skoro nie jest napisane, że zbornik.

Oczywiście, Słowacy są wyrozumiali i zgadzają się na kolejne fanaberie polskich uczestników słowackich konferencji, ale w porównaniu z własnym systemem wartościowania prac naukowych, które promują ze szczególną atencją, ze zdziwieniem i współczuciem odnoszą się do naszych trudności na tym polu.

I nie wiem, jakich użyć argumentów, żeby polskie pielęgniarki-nauczyciele akademiccy nie musieli zasuwać po cierniowych kobiercach na słowackie konferencje i z powrotem. 


1 komentarz:

  1. Mamy kryteria oceny, które sprowadzają do zera cały nasz dorobek i nic sie nie opłaca ... A zwłaszcza praca na rzecz środowiska. Wojtku dziękuję Ci za ten temat. Minister Nauki co jakiś czas przeprowadza ankietę dotycząca problemów w pracy naukowej, ale nie wiem ile koleżanek na nią odpowiada.

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do dyskusji