Nie jestem jakimś oczadziałym fanem Madonny, choć wiele jej
piosenek podoba mi się, bo są melodyjne, rytmiczne i łatwo wpadają w ucho. W
dawnych czasach obejrzałem z kasety video jej koncert w Barcelonie (1990 r.) i
zrobił na mnie duże wrażenie, głównie jako wielobarwne, perfekcyjnie
przygotowane i zrealizowane widowisko. Nawet nie śniło mi się, że kiedykolwiek
w życiu spotkam się z Madonną. A tymczasem Kierownik Kosmosu umówił mnie w
Pradze z dwiema sławnymi Kobietami, i to na dodatek w tym samym terminie.
Krytycy muzyczni o Madonnie mówili, że fałszuje. Ja tego w
jej piosenkach nie słyszałem być może dlatego, że studyjne nagrania są
perfekcyjnie wyretuszowane. Koncert w Barcelonie oglądałem z kasety VHS
kilkanaście razy i odbierałem go jako doskonały pod każdym względem. Podobały
mi się wszystkie kawałki, a ten poniżej z przyjemnością obejrzę i posłucham
jeszcze raz:
Na początku 2009 r. rozeszła się wiadomość o planowanym
koncercie Madonny w Warszawie. Nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia.
Pomyślałem: „Występ jak każdy inny, choć gwiazda światowego formatu” i
przestałem interesować się tym wydarzeniem. Po jakimś czasie, na czeskim
portalu informacyjnym iDnes.cz przeczytałem wzmiankę o tym, iż Madonna – w
ramach nowej trasy koncertowej – w sierpniu 2009 roku przyjedzie również do
Pragi. „Do Pragi? Do mojej Pragi? Madonna? Ile to kosztuje (i dlaczego tak
drogo) i gdzie można kupić bilety?” – te pytania nakręcały „gorączkę” i
nadawały nowy sens zaplanowanej już wcześniej wakacyjnej wyprawie do stolicy
Czech.
Bilety kupione, miejsce koncertu – naturalny amfiteatr Chodov,
logistyka precyzyjnie przygotowywana… Ekscytujące jest oczekiwanie na Koncert Życia
i to jeszcze mający odbyć się w ulubionym miejscu na świecie. Tymczasem w tej
gorączce przygotowań, w samym środku lutej zimy, 15 lutego 2009 r. w niedzielę,
zupełnie przypadkowo przeczytałem artykuł o czeskiej Pielęgniarce Roku 2008,
który opublikowano na portalu iDnes.cz.
Artykuł i jego treść zrobiły na mnie wrażenie, dlatego
przetłumaczyłem go na język polski. Ażeby go opublikować w naszym kraju,
należało uzyskać zgody od autorki i bohaterki. Dlatego napisałem do Pragi
stosowne maile. I tak, 25 lutego 2009 r., zupełnie przypadkowo została
zainicjowana korespondencja, a potem współpraca z Janą Korandovą – naczelną
pielęgniarką Instytutu Reumatologii w Pradze, ekspertką pielęgniarstwa
reumatologicznego Europejskiej Ligi Przeciwreumatycznej (EULAR) w Zurychu, pierwszą
pielęgniarką w historii EULAR, która została przewodniczącą Komitetu
Wykonawczego tej międzynarodowej organizacji (więcej innych szczegółów znajduje
się w artykule pt. „Początek współpracy polsko-czeskiej w pielęgniarstwie”).
Wiosną 2009 r. nasza korespondencja rozkręcała się coraz
bardziej. Szczegółowo planowaliśmy udział grupy polskich nauczycieli w kursie,
który miał odbyć się w październiku 2009 r. w Brnie, a potem zaplanowany był
staż w Pradze. Dzięki możliwościom programu ERASMUS zainicjowaliśmy również
przygotowania do dwustronnej współpracy, która początkowo miała polegać na aktywnym
uczestnictwie czteroosobowej grupy pielęgniarek praskiego Instytutu
Reumatologii w organizowanej przez uniwersytet medyczny konferencji w 2010 roku
w Polsce. Tak miał wyglądać pierwszy etap współdziałania na rzecz rozwoju
pielęgniarstwa reumatologicznego w naszych krajach, choć trzeba przyznać, iż
poziom czeskiej opieki reumatologicznej był wtedy i nadal jest na wyższym
poziomie niż w Polsce. Jedno jest pewne, że każda z uczestniczących w tym
projekcie stron wnosiła swoje niepowtarzalne zasoby, mogące ubogacić wspólny
kapitał. Dlatego w następnym etapie planowaliśmy podpisanie umowy o dwustronnej
współpracy pomiędzy uczelnią medyczną w Polsce a Instytutem w Pradze. Dzięki
temu chcieliśmy stworzyć możliwość organizowania w przyszłości zajęć dla
polskich studentów w Instytucie Reumatologii w Pradze oraz seminariów i
warsztatów prowadzonych przez czeskie pielęgniarki w Polsce. Poprzez Janę
Korandovą mogliśmy mieć dostęp do wsparcia jakiego EULAR udziela pielęgniarkom
reumatologicznym w różnych krajach Europy. Z takiej pomocy skorzystała choćby
Litwa, Estonia, Słowacja, Hiszpania… Nasz plan współpracy był nowatorski,
śmiały i całkiem realny, lecz…
A tymczasem zaczynały się wakacje. Na początku lipca
napisałem Janie Korandovej o zaplanowanej na sierpień 2009 wyprawie do Pragi.
Przyznałem się, że podczas pobytu w stolicy Czech zamierzam popłynąć statkiem z
centrum miasta na Troję do ZOO, że „wdrapię się” na wzgórze Vitkov (miejsce
pamięci narodowej Czechów – tu odbyła się zwycięska bitwa Husytów z Krzyżakami
w 1420 r., potem postawiono pomnik upamiętniający czeskosłowackich legionistów
z I Wojny Światowej, potem pobudowano Mauzoleum Klementa Gottwalda).
Wspomniałem także o koncercie Madonny w naturalnym amfiteatrze na praskim
Chodovie. Wtedy okazało się, że Jana Korandová mieszka blisko miejsca
planowanego występu piosenkarki. Tuż przed wyjazdem z Polski umówiliśmy się na
pierwsze w życiu spotkanie przy kawie.
Była środa 5 sierpnia 2009 roku. W godzinach dopołudniowych
odwiedziłem moje ulubione miejsca w Pradze, szybko i łatwo dostępne, bez
większych starań. Tak jak w każdym oswojonym mieście, również i tu lubię
nacieszyć się widokami i atmosferą takich szczególnych zakątków. Do nich
należą: Plac Wacława z ładną panoramą spod Muzeum Narodowego, lubię także uczestniczyć
w „spektaklu” pod Orlojem – zegarem astronomicznym na ścianie wieży Ratusza Staromiejskiego,
pod którym zbiera się o każdej pełnej godzinie tłum turystów. Wszyscy wpatrzeni
w zegar i malutkie drzwiczki ponad nim, gdy nagle figurka śmierci zaczyna
dzwonić dzwoneczkiem, a dwie pary małych drzwiczek ponad zegarem otwierają się,
zaś w środku paradują figury apostołów. Po całym tym korowodzie drzwiczki
zamykają się w dźwiękach trąb, a z wieży ratuszowej słychać dzwon, oznajmiający
godzinę. Międzynarodowy tłum turystów bije brawo i gwizdami wyraża swój zachwyt
i podziw. I nagle, ponad głowami gapiów, z tarasu widokowego na samym szczycie ratuszowej wieży, rozlega się hejnał grany na trąbce podobnie jak w Krakowie. A
po jego zakończeniu tłum słuchaczy bije brawo hejnaliście. Uwielbiam tę
atmosferę spontaniczności i zabawy, z radością wygwizduję ku zegarowi i
trębaczowi. To jest moje rytualne powitanie z Pragą. A potem traktem królewskim
podążam na Most Karola, z którego rozpościera się przepiękny widok na Pražský
Hrad (zamek królewski i cesarski – tak, Praga była stolicą Świętego Cesarstwa
Rzymskiego w latach 1355 – 1438 za panowania cesarza Karola IV króla Czech i również
po jego śmierci). Ten powitalny rytuał odbywam niezależnie od pogody, pory roku
i pory dnia. Praga daje radosnego całusa każdemu przybyszowi. I wielu
go odwzajemnienia już na zawsze.
Orloj, Praga. Archiwum autora. |
Widok na Most Karola i Pražský Hrad. Archiwum autora. |
Po godz. 16:00 tego samego dnia, z instrukcją poruszania się
po terenie Instytutu Reumatologii w Pradze, którą przygotowała Jana Korandová, udałem
się na pierwsze z nią spotkanie. Tym razem już doskonale wiedziałem, kto mnie
czeka za rogiem.
Żartobliwa przeróbka zdjęcia. Archiwum autora. |
Najpierw w głównym holu szpitala należało znaleźć aparat
telefoniczny do rozmów wewnętrznych, potem zadzwonić pod wskazany numer i
powiedzieć, że już jestem, a potem to już… wszystko opisałem w artykule
zatytułowanym „Wizyta w Instytucie Reumatologii w Pradze. Współpraca
polsko-czeska (część 1)”, który ukazał się w numerze 4/2010 Magazynu
Pielęgniarki i Położnej. Ciekawskim powiem, że poszliśmy do odległej wieży w
starym budynku Instytutu na ostatnie piętro, do gabinetu pielęgniarki naczelnej na powitalną kawę,
a potem zwiedzałem szpital. I ta część wizyty w Instytucie Reumatologii w
Pradze oraz sposób komunikowania się Jany Korandovej z pacjentami i
pracownikami szpitala jest najbardziej fascynująca. Opisałem to szczegółowo we wspomnianym
artykule, a teraz prezentuję tylko ten fragment, zachęcając do lektury całości:
Przechodzimy do
dalszych części szpitala. A mnie ciągle nurtuje pytanie, czy standard
komunikowania się z pacjentem, a zwłaszcza zamknięte drzwi sal chorych, pukanie
do drzwi, pytanie o zgodę, przedstawianie się pacjentom – czy ten standard
stosowany jest przez wszystkich pracowników szpitala? Okazało się, że tak, choć
zdarzają się potknięcia. Jana Korandová wyjaśniła to w sposób dla mnie
zaskakujący. Powiedziała: „Mamy takie zasady, ponieważ nasi pacjenci są
przewlekle chorzy. Często hospitalizacja trwa dość długo. Na czas ich pobytu w
szpitalu, sale chorych są ich prywatnymi pokojami, w których powinni czuć się
dobrze. Członkowie zespołu terapeutycznego muszą być przygotowani, że wchodząc
do sali mogą zastać pacjenta w intymnej sytuacji. Pacjent ma prawo onanizować
się lub zwyczajnie dłubać w nosie. Ale każde nieumiejętne wejście pracownika do
pokoju chorych może kosztować nas – cały zespół terapeutyczny – utratę zaufania
pacjenta do nas. Zaufania, które z tak wielkim trudem wszyscy budujemy.
Nieszczęściem byłoby, gdyby pielęgniarka zastała pacjenta w jakiejś intymnej
sytuacji. Ona może nawet o tym nikomu nie powiedzieć, ale pacjent będzie miał
poczucie, że do pokoju weszli wszyscy lekarze, pielęgniarki, fizjoterapeuci,
ergoterapeuci, czyli wszyscy pracownicy szpitala i zobaczyli go np. podczas
onanizowania się. Tak nie można traktować ludzi. To byłby ogromny uraz
psychiczny. [1]
Jana Korandová i Wojciech Nyklewicz w Instytucie
Reumatologii w Pradze.
Archiwum autora. |
Po tym wszystkim zrozumiałem, że Jana Korandová całym swoim
jestestwem dyskretnie edukuje innych ludzi pod warunkiem, że potrafią z tego
skorzystać. W naszej wcześniejszej korespondencji, a tych listów są setki, jest
całe mnóstwo pięknych i wartościowych refleksji na tematy zawodowe i o życiu w
ogóle. Gdy teraz je przeglądam, aby odtworzyć poszczególne wydarzenia, czytam
je jak znakomita książkę. Książkę, którą mógłby przeczytać każdy.
A tymczasem, po zwiedzaniu
szpitala, zgodnie z czeskim zwyczajem, udaliśmy się do pobliskiej hospódki porozmawiać o szczegółach dalszej
współpracy i planach mojego pobytu w Pradze. Przecież już za kilka dni do stolicy Czech
miała przyjechać na spotkanie ze mną druga sławna Kobieta – Madonna.
- Nyklewicz W. (2010): Wizyta w Instytucie Reumatologii w Pradze. Współpraca polsko-czeska (część 1). Magazyn Pielęgniarki i Położnej nr 4/2010.