Translate

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Spotkanie z Madonną w Pradze

Gdy na początku 2009 roku dowiedziałem się, że Madonna przyjedzie do Pragi zagrać koncert, a ja również planowałem swój wakacyjny pobyt w stolicy Czech, natychmiast postanowiłem spotkać się z nią właśnie tam. Inne miejsce na świecie zupełnie nie wchodziło grę. Potem okazało się, że nasze plany były podobne, choć całkowicie niezależne. Zarówno ona jak i ja, wcześniej nie kontaktując się ze sobą, wybraliśmy sierpień, jako czas naszych zagranicznych podróży. Wybraliśmy Pragę.

Gdy w lutym 2009 r. zupełnie przypadkowo nawiązałem korespondencję z Janą Korandovą, nie wiedziałem wtedy, że wyniknie z tego ciekawa współpraca. Nie miałem pojęcia, że napiszemy do siebie setki listów, m.in. ustalając zasady i warunki uczestnictwa grupy polskich nauczycieli w kursie, który miał odbyć się w październiku 2009 r. w Brnie pod auspicjami Europejskiej Ligi Przeciwreumatycznej (EULAR). Tak byśmy pewno korespondowali ze sobą aż do października, gdyby nie Madonna, która zeswatała nas na pierwsze spotkanie w Pradze, właśnie w sierpniu 2009 r.

Podczas pierwszego spotkania z Janą Korandovą miałem wrażenie, że znamy się już sto lat. Niezwykle empatyczna i komunikatywna, potrafi po mistrzowsku podtrzymywać rozmowę, jest nienarzucająca się, w rozmowie daje ogromną przestrzeń swobody, potrafi uważnie słuchać i dowcipnie, acz trafnie spuentować. Ma ogromne poczucie humoru i często z siebie żartuje. Dawno nie spotkałem osoby tak adekwatnie wydystansowanej w stosunku do siebie. Ma jedną wszakże wadę – mówi bardzo szybko, ale jednocześnie gestykuluje, co ułatwia rozmowę. To szybkie mówienie Jany i moje szybkie słuchanie i odpowiadanie były dobrym treningiem kompetencji językowych. W takich warunkach nie sposób nie wyćwiczyć się w czesztinie.

Tego popołudnia w hospódce, nasza rozmowa po prostu płynęła, a czas zatrzymał się… dlatego zamierzaliśmy jeszcze umówić się na kolejne spotkanie. Należało tylko zweryfikować nieco plany. A przedstawiały się one następująco: mój osobisty rytuał powitania z Pragą (patrz artykuł pt. „Pierwsze spotkanie z Janą Korandovą w Pradze”) oraz wizyta w Instytucie Reumatologii (ten sam artykuł) – te punkty programu zostały już zrealizowane. Pozostały jeszcze: Letenská pláň, Průmyslový palác, Křižíkova fontána, rejs statkiem do Ogrodu Zoologicznego na Troi, oczywiście spotkanie z Madonną i wiele innych atrakcji. Spoglądając w kalendarz, wybraliśmy najbliższą sobotę 8 sierpnia 2009 r. (o tym spotkaniu można przeczytać w następnym artykule).

Na spotkanie z Madonną umówiłem się na Chodovie – dużym osiedlu mieszkaniowym w południowej części Pragi. Tu, pośród zieleni znajduje się wielki, naturalnie ukształtowany amfiteatr, z ogromną powierzchnią na dancefloor oraz wysokim wałem na trybuny. Ponieważ do spotkania mieliśmy jeszcze kilka dni, dlatego postanowiłem obejrzeć to miejsce, aby nie błądzić w umówionym terminie i punktualnie stawić się z wizytą. A co tam zastałem? To przeszło moje wszelkie wyobrażenia. Gdy ja wybieram się w podróż, to raczej z jednym kufrem. Natomiast Madonna, kilka dni przed przyjazdem do Pragi, wysłała swoje bagaże 70. wielkimi samochodami ciężarowymi. Właśnie ekipy specjalistów rozpakowywały jej kuferki, a ja mogłem zobaczyć błyskawicznie rosnące imperium dźwięku, efektów świetlnych, a przede wszystkim wspaniałej zabawy.

Budowa sceny na koncert Madonny w Pradze.
Naturalny amfiteatr Chodov.
Archiwum autora.

Budowa sceny na koncert Madonny w Pradze.
Naturalny amfiteatr Chodov.
Archiwum autora.
Madonna na spotkanie ze mną przyleciała do Pragi prosto z koncertu w Kopenhadze swoim prywatnym samolotem. Na lotnisku była już o pierwszej godzinie 12 sierpnia 2009 r. Resztkę nocy i prawie cały następny dzień spędziła w hotelu na Malé Stranie. A tymczasem ja, w przededniu koncertu popłynąłem statkiem z centrum Pragi do odległej, północnej części miasta, położonej nad Wełtawą, zwanej Troją. Celem podróży był Ogród Zoologiczny, rozłożony w dolinie rzeki i na pobliskich wzgórzach. Wyciągiem krzesełkowym możne przejechać ponad terenami zamieszkałymi przez dzikie zwierzęta i pozachwycać się panoramą z widokiem na Praski Zamek, widziany od strony północnej (tego widoku zazwyczaj nie znają łykendowi turyści). W pobliżu Ogrodu Zoologicznego znajduje się Zamek Trojski. Właśnie tu, tego wieczoru, Madonna wyprawiła swojemu synowi Rocco dziewiąte urodziny.


Zamek Trojski w Pradze na kilka godzin przed wizytą Madonny. Archiwum autora.

Oto relacja czeskiej telewizji TV Prima o pobycie i o koncercie Madonny w Pradze w sierpniu 2009 r.:  

W czwartek 13 sierpnia 2009 r. do naturalnego amfiteatru Chodov miało przybyć 40 tys. widzów, a tam prowadzi tylko jedna linia metra i bardzo szerokie arterie drogowe. Niewyobrażalne dla mnie przedsięwzięcie logistyczne. Media informowały, że w nocy w ciągu godziny zostaną rozwiezieni po mieście wszyscy uczestnicy koncertu. Jak to możliwe? Ano, możliwe po czesku, czyli spokojnie i bez nerwów. Oczywiście, po koncercie przeczytałem, że zapychały się stacje metra, na szczęście tego nie doświadczyłem.

Spotkanie z Madonną oko w oko to duże przeżycie. Jak na dłoni widziałem tę wielka fabrykę rozrywki, w której pracują setki ludzi na końcowy efekt, jakim ma być wspaniały koncert. Madonna jest tylko jednym z elementów tego organizmu, oczywiście najważniejszym z perspektywy widza, lecz równym w odniesieniu do pozostałych. Podczas koncertu wszyscy chodzą jak w zegarku, czas wyliczony jest z dokładnością do pół sekundy, nie ma miejsca na improwizację, a na fuszerkę to już wcale. W tej fabryce wszyscy są od siebie zależni. Wszystko jest perfekcyjnie przemyślane, zaplanowane, przećwiczone na próbach, wyliczone są kroki i ich długość, łyki wody i czas na przebranie się. A tego wieczoru Madonna przebierała się dla mnie aż 10 razy. Robiła to błyskawicznie, nie dłużej niż 60 sekund. Generalnie, w czasie koncertu jest maszyną. Sobą może być dopiero po wyjściu z garderoby do domu lub do hotelu. Kierowca limuzyny, który woził ją po Pradze, opowiadał, że jest osobą ciepłą i zwyczajną, że nie ma w niej zadętego gwiazdorstwa. A ja podziwiam ją za ogromną pracowitość i dyscyplinę, za kondycję fizyczną i sprawność. Podobają mi się również jej prowokacje obyczajowe, którymi demaskuje kołtuństwo i pruderię części publiczności. W tym koncercie zabrakło mi jednak duszy – tego czegoś, co mają słowiańscy piosenkarze. Ale to i tak nie umniejsza mojego dobrego wrażenia ze spotkania z Madonną.

Rzeczywiście, tak jak zapowiadano, ponad 40 tys. widzów płynnie wydostało się metrem z Chodova w ciągu jednej godziny. A w centrum Pragi tej nocy czekały dalsze atrakcje.

Na drugi dzień Madonna udała się do Warszawy, a ja na umówione niedzielne spotkanie z Janą Korandovą.