Gdy na początku 2009 roku dowiedziałem się, że Madonna
przyjedzie do Pragi zagrać koncert, a ja również planowałem swój wakacyjny
pobyt w stolicy Czech, natychmiast postanowiłem spotkać się z nią właśnie tam.
Inne miejsce na świecie zupełnie nie wchodziło grę. Potem okazało się, że nasze
plany były podobne, choć całkowicie niezależne. Zarówno ona jak i ja, wcześniej
nie kontaktując się ze sobą, wybraliśmy sierpień, jako czas naszych
zagranicznych podróży. Wybraliśmy Pragę.
Gdy w lutym 2009 r. zupełnie przypadkowo nawiązałem
korespondencję z Janą Korandovą, nie wiedziałem wtedy, że wyniknie z tego
ciekawa współpraca. Nie miałem pojęcia, że napiszemy do siebie setki listów, m.in. ustalając zasady i warunki uczestnictwa grupy polskich nauczycieli w kursie,
który miał odbyć się w październiku 2009 r. w Brnie pod auspicjami Europejskiej
Ligi Przeciwreumatycznej (EULAR). Tak byśmy pewno korespondowali ze sobą aż do
października, gdyby nie Madonna, która zeswatała nas na pierwsze spotkanie w
Pradze, właśnie w sierpniu 2009 r.
Podczas pierwszego spotkania z Janą Korandovą miałem
wrażenie, że znamy się już sto lat. Niezwykle empatyczna i komunikatywna,
potrafi po mistrzowsku podtrzymywać rozmowę, jest nienarzucająca się, w
rozmowie daje ogromną przestrzeń swobody, potrafi uważnie słuchać i dowcipnie,
acz trafnie spuentować. Ma ogromne poczucie humoru i często z siebie żartuje. Dawno
nie spotkałem osoby tak adekwatnie wydystansowanej w stosunku do siebie. Ma jedną
wszakże wadę – mówi bardzo szybko, ale jednocześnie gestykuluje, co ułatwia
rozmowę. To szybkie mówienie Jany i moje szybkie słuchanie i odpowiadanie były
dobrym treningiem kompetencji językowych. W takich warunkach nie sposób nie
wyćwiczyć się w czesztinie.
Tego popołudnia w hospódce, nasza rozmowa po prostu płynęła,
a czas zatrzymał się… dlatego zamierzaliśmy jeszcze umówić się na kolejne spotkanie.
Należało tylko zweryfikować nieco plany. A przedstawiały się one następująco: mój
osobisty rytuał powitania z Pragą (patrz artykuł pt. „Pierwsze spotkanie z Janą
Korandovą w Pradze”) oraz wizyta w Instytucie Reumatologii (ten sam artykuł) –
te punkty programu zostały już zrealizowane. Pozostały jeszcze: Letenská pláň,
Průmyslový palác, Křižíkova fontána, rejs statkiem do Ogrodu Zoologicznego na Troi,
oczywiście spotkanie z Madonną i wiele innych atrakcji. Spoglądając
w kalendarz, wybraliśmy najbliższą sobotę 8 sierpnia 2009 r. (o tym spotkaniu
można przeczytać w następnym artykule).
Na spotkanie z Madonną umówiłem się na Chodovie – dużym osiedlu
mieszkaniowym w południowej części Pragi. Tu, pośród zieleni znajduje się
wielki, naturalnie ukształtowany amfiteatr, z ogromną powierzchnią na
dancefloor oraz wysokim wałem na trybuny. Ponieważ do spotkania mieliśmy
jeszcze kilka dni, dlatego postanowiłem obejrzeć to miejsce, aby nie błądzić w
umówionym terminie i punktualnie stawić się z wizytą. A co tam zastałem? To przeszło
moje wszelkie wyobrażenia. Gdy ja wybieram się w podróż, to raczej z jednym kufrem.
Natomiast Madonna, kilka dni przed przyjazdem do Pragi, wysłała swoje bagaże 70.
wielkimi samochodami ciężarowymi. Właśnie ekipy specjalistów rozpakowywały jej kuferki,
a ja mogłem zobaczyć błyskawicznie rosnące imperium dźwięku, efektów świetlnych,
a przede wszystkim wspaniałej zabawy.
Budowa
sceny na koncert Madonny w Pradze. Naturalny amfiteatr Chodov. Archiwum autora. |
Budowa
sceny na koncert Madonny w Pradze. Naturalny amfiteatr Chodov. Archiwum autora. |
Madonna na spotkanie ze mną przyleciała do Pragi prosto z koncertu
w Kopenhadze swoim prywatnym samolotem. Na lotnisku była już o pierwszej godzinie
12 sierpnia 2009 r. Resztkę nocy i prawie cały następny dzień spędziła w hotelu na Malé
Stranie. A tymczasem ja, w przededniu koncertu popłynąłem statkiem z centrum
Pragi do odległej, północnej części miasta, położonej nad Wełtawą, zwanej Troją.
Celem podróży był Ogród Zoologiczny, rozłożony w dolinie rzeki i na pobliskich wzgórzach.
Wyciągiem krzesełkowym możne przejechać ponad terenami zamieszkałymi przez
dzikie zwierzęta i pozachwycać się panoramą z widokiem na Praski Zamek,
widziany od strony północnej (tego widoku zazwyczaj nie znają łykendowi
turyści). W pobliżu Ogrodu Zoologicznego znajduje się Zamek Trojski. Właśnie tu,
tego wieczoru, Madonna wyprawiła swojemu synowi Rocco dziewiąte urodziny.
Zamek Trojski w Pradze na kilka godzin przed wizytą Madonny.
Archiwum autora.
|
Oto relacja czeskiej telewizji TV Prima o pobycie i o
koncercie Madonny w Pradze w sierpniu 2009 r.:
W czwartek 13 sierpnia 2009 r. do naturalnego amfiteatru
Chodov miało przybyć 40 tys. widzów, a tam prowadzi tylko jedna linia metra i
bardzo szerokie arterie drogowe. Niewyobrażalne dla mnie przedsięwzięcie logistyczne.
Media informowały, że w nocy w ciągu godziny zostaną rozwiezieni po mieście
wszyscy uczestnicy koncertu. Jak to możliwe? Ano, możliwe po czesku, czyli
spokojnie i bez nerwów. Oczywiście, po koncercie przeczytałem, że zapychały się
stacje metra, na szczęście tego nie doświadczyłem.
Spotkanie z Madonną oko w oko to duże przeżycie. Jak na
dłoni widziałem tę wielka fabrykę rozrywki, w której pracują setki ludzi na
końcowy efekt, jakim ma być wspaniały koncert. Madonna jest tylko jednym z
elementów tego organizmu, oczywiście najważniejszym z perspektywy widza, lecz równym
w odniesieniu do pozostałych. Podczas koncertu wszyscy chodzą jak w zegarku,
czas wyliczony jest z dokładnością do pół sekundy, nie ma miejsca na
improwizację, a na fuszerkę to już wcale. W tej fabryce wszyscy są od siebie
zależni. Wszystko jest perfekcyjnie przemyślane, zaplanowane, przećwiczone na
próbach, wyliczone są kroki i ich długość, łyki wody i czas na przebranie się. A
tego wieczoru Madonna przebierała się dla mnie aż 10 razy. Robiła to
błyskawicznie, nie dłużej niż 60 sekund. Generalnie, w czasie koncertu jest
maszyną. Sobą może być dopiero po wyjściu z garderoby do domu lub do hotelu. Kierowca
limuzyny, który woził ją po Pradze, opowiadał, że jest osobą ciepłą i zwyczajną,
że nie ma w niej zadętego gwiazdorstwa. A ja podziwiam ją za ogromną
pracowitość i dyscyplinę, za kondycję fizyczną i sprawność. Podobają mi się
również jej prowokacje obyczajowe, którymi demaskuje kołtuństwo i pruderię
części publiczności. W tym
koncercie zabrakło mi jednak duszy – tego czegoś, co mają słowiańscy
piosenkarze. Ale to i tak nie umniejsza mojego dobrego wrażenia ze spotkania z Madonną.
Rzeczywiście, tak jak zapowiadano, ponad 40 tys. widzów
płynnie wydostało się metrem z Chodova w ciągu jednej godziny. A w centrum
Pragi tej nocy czekały dalsze atrakcje.
Na
drugi dzień Madonna udała się do Warszawy, a ja na umówione niedzielne
spotkanie z Janą Korandovą.