Fascynacja Pragą, Czechami i Czechami (można zdecydować,
który z tych rzeczowników jest nazwą państwa, a który narodu), no więc ta
fascynacja to taki potwór, który musi karmić się informacją i obcowaniem. Przebywając
w Polsce, słucham przez Internet Radiožurmál – całodobowy blok informacyjno-publicystyczny
Czeskiego Radia publicznego. Z tego radosnego dla mnie powodu nie słucham już
żadnej polskiej stacji radiowej, i w zasadzie nic nie tracę, bo Czesi prawie
codziennie mówią o tym, co w Polsce słychać. W Radiožurmálu spotykam też
sławnych Polaków, np. Agnieszkę Holland czy Mariusza Szczygła. Na „falach
czeskiego eteru” spotkałem się również z Romskim Księciem z Rumunii.
W tym miejscu robię pewną pętlę czasową, wynikającą z mojego
zapętlenia. Chronologicznie rzecz ujmując powinniśmy siedzieć już w pociągu do
Polski, a tymczasem zasiadamy przed zielonym biurkiem w jednym z polskich miast
na około 2 tygodnie przed planowanym wyjazdem do Pragi, z której właśnie przed
tygodniem wróciliśmy. Nic nie szkodzi, że ta spirala przysparza o zawrót głowy.
Najważniejsze, żeby wiedzieć, w którą stronę się kręci.
W lipcu 2009 roku intensywnie przygotowywałem się do
wakacyjnej wyprawy do Pragi. Należało szczegółowo przygotować logistykę, bowiem
właśnie ta wizyta w stolicy Czech obfitowała w dwa najważniejsze wydarzenia:
koncert Madonny i spotkanie z Janą Korandovą. Podczas tego długiego pobytu zaplanowanych
było całe mnóstwo atrakcji i należało je wszystkie tak zaaranżować, aby mieć jeszcze
czas na odpoczynek.
W drugiej połowie lipca 2009 r. czeskie media podały
wiadomość o tym, iż podczas wakacyjnego pobytu w Pradze Romskiego Króla z
Rumunii wraz dworem, jego 17-letni syn Ion uległ wypadkowi. Kilka dni wcześniej
Romowie rozbili swój tabor w pobliżu Počernického rybníka (wielki staw
rybny o powierzchni 17 ha, zlokalizowany we wschodniej części Pragi). Podczas
kąpieli Książę skoczył do wody na głowę i doznał urazu. Nieprzytomnego Iona
zabrano do Szpitala Klinicznego Królewskie Vinohrady w Pradze (Fakultní
nemocnice Královské Vinohrady) na Oddział Intensywnej Opieki Medycznej. Wraz z nim
do Szpitala przybyli jego ojciec i najbliższa rodzina, zaś pozostali dworzanie
przebywali nadal w taborze nad Poczernickim Stawem.
Główny wjazd do Vinohradzkiego Szpitala w Pradze
(Fakultní nemocnice Královské Vinohrady). Autor: Kacir. Źródło: http://cs.wikipedia.org/wiki/Soubor:Vjezd_FNKV_-_Srobarova.jpg |
Ta informacja była jedną z tysiąca wiadomości podawanych
przez radio i opisywanych na portalach informacyjnych w Czechach. Wpadała mi w
ucho i oko pomiędzy korespondencją z Janą Korandovą, bieżącymi sprawami
zawodowymi, a zwyczajnie toczącym się życiem w domu i na ulicach miasta w
Polsce. Nie była to wiadomość jakaś szczególna, jednak zwróciłem na nią uwagę
niejako náhodou, przez przypadek. Być może dlatego, że kolejne informacje
dotyczyły pobytu Księcia w Szpitalu i opieki nad nim. Byłem też ciekawy, jak
Czesi radzą sobie w kontakcie z rumuńskimi Romami. Okazało się bowiem, że nikt
z nich nie zna innego języka poza własnym. No i jak tu dogadać się z Czechami,
którzy tak śmiesznie mówią. Z pomocą przyszedł im student Uniwersytetu Karola w
Pradze, który znał język rumuńskich Romów.
Romski Książę Ion stale był nieprzytomny, oddychała za niego
maszyna, a jego najbliżsi przebywali razem z nim w sali Intensywnej Terapii
Vinohradzkiego Szpitala. W międzyczasie dworzanie Romskiego Króla zwijali tabor,
by przenieść się na inne miejsce. Obozowisko liczyło wtedy 30 osób i 11
samochodów, a na wieść o wypadku Księcia, do Pragi podążali z Rumunii koleni
poddani Króla. Urzędnicy Miasta Pragi starali się zapewnić im teren z odpowiednimi
warunkami sanitarnymi i z dostępem do wody pitnej, na którym mogliby
bezpiecznie koczować. Jednak zadanie to nie było łatwe. Dlatego pewien starszy Czech
zaproponował im zupełnie nieodpłatnie rozbicie obozowiska na swojej prywatnej łące
w pobliżu innego stawu. Przygotował dla nich specjalną umowę, w której
określił, że „mogą tam przebywać tak długo, dopóki będą potrzebowali”. Po
niedługim czasie Romowie przenieśli się do szpitalnych ogrodów na Vinohradach
(szpital pobudowany jest w systemie pawilonowym).
Plan Vinohradzkiego Szpitala w Pradze (Fakultní nemocnice
Královské Vinohrady).
Źródło: http://www.fnkv.cz/mapa.php |
Czytając na czeskich portalach i słuchając w Radiožurmálu wiadomości
o losach Romskiego Księcia, byłem poruszony tą tragedią i jednocześnie
zachwycony sposobem opieki medycznej i społecznej nad pacjentem i jego bliskimi.
A sprawowanie tej opieki nie było łatwe z uwagi na różnice kulturowe, barierę
językową, dramatyczne okoliczności, no i wzrastającą liczbę koczowników na
terenie szpitala. A w drodze do Pragi było kolejny 70. osób z dworu rumuńskiego
Króla Romów. Tak więc zarządzanie tą sytuacją było niebagatelnym wyzwaniem. Tym
bardziej trudnym, ponieważ w Czechach ciągle żywy i gorący jest konflikt z
miejscową romską społecznością (od czasu do czasu dochodzi do krwawych zamieszek).
Wyobrażałem sobie, że przepojeni niechęcią i złością do Romów Czesi, mogą być w
stosunku do przybyszów z Rumunii agresywni. To potencjalne napięcie mogło jeszcze
bardziej wzrosnąć, gdy media poinformowały o braku ubezpieczenia zdrowotnego
Romskiego Księcia, co oznaczało, że za jego leczenie nie zostaną wypłacone
pieniądze.
Oczywiście, moje wyobrażenia o potencjalnym konflikcie czesko-romskim
okazały się niesłuszne. Lecz dzięki konfrontacji mojej polskiej mentalności z
faktami z Czech, uświadomiłem sobie kolejny obszar „oprogramowania” służącego
do interpretacji rzeczywistości, które w polski sposób wykrzywia moje postrzeganie
świata. Dobre mniemanie o sobie jako o człowieku otwartym i tolerancyjnym
powinienem wystawić na weryfikację.
W poniedziałek 3 sierpnia 2009 r. w Szpitalu na Vinohradech
w Pradze zmarł Romski Książę Ion. Smutna sprawa i chwytające za serce reakcje
jego bliskich. Przyjąłem to do wiadomości i zacząłem pakować walizkę, by już we
wtorek udać się w podróż do stolicy Czech na długo oczekiwane wakacje. Jeszcze
przez kilka dni media informowały o żałobie Romów, przewiezieniu ciała Księcia
do Rumunii i pochówku. Podczas mojego pobytu w Pradze, nasze indywidualne
światy ocierały się o siebie właśnie na Vinahradech. Lecz ja już o tym w ogóle
nie myślałem. Byłem zajęty zupełnie innymi sprawami. Jednak podczas spotkania z
Janą Korandovą wyraziłem swój podziw wobec pracowników Szpitala za profesjonalne
zarządzanie tą sytuacją. Powiedziała wtedy, że to była jedna z trudniejszych
spraw, jakie wydarzyły się ostatnio w czeskiej ochronie zdrowia. „Jde o to, aby
někomu neublížit” (chodzi o to, żeby nikogo nie urazić). To zdanie potem
wielokrotnie usłyszę od Czechów, którzy skrupulatnie analizują sytuację pod
kątem ochrony praw i dóbr innych osób przed swoją własną, przypadkową i
niechcącą inwazyjnością. Można powiedzieć: to taka druga, mało znana strona
asertywności.
Tak więc w Pradze, niezwykle dyskretnie, odbyło się moje „spotkanie
bez spotkania” z Romskim Księciem Ionem. Tylko jakie to będzie miało znaczenie,
mogłem przekonać się dopiero za jakiś czas. Koncert Madonny i spotkania z Janą
Korandovą zdominowały wakacyjny pobyt w stolicy Czech, a w perspektywie było już
widać brneński kurs dla nauczycieli, na który wybieraliśmy się w październiku
2009 r.