Translate

poniedziałek, 2 września 2013

Pierwsze spotkanie z Romskim Księciem

Fascynacja Pragą, Czechami i Czechami (można zdecydować, który z tych rzeczowników jest nazwą państwa, a który narodu), no więc ta fascynacja to taki potwór, który musi karmić się informacją i obcowaniem. Przebywając w Polsce, słucham przez Internet Radiožurmál – całodobowy blok informacyjno-publicystyczny Czeskiego Radia publicznego. Z tego radosnego dla mnie powodu nie słucham już żadnej polskiej stacji radiowej, i w zasadzie nic nie tracę, bo Czesi prawie codziennie mówią o tym, co w Polsce słychać. W Radiožurmálu spotykam też sławnych Polaków, np. Agnieszkę Holland czy Mariusza Szczygła. Na „falach czeskiego eteru” spotkałem się również z Romskim Księciem z Rumunii.

W tym miejscu robię pewną pętlę czasową, wynikającą z mojego zapętlenia. Chronologicznie rzecz ujmując powinniśmy siedzieć już w pociągu do Polski, a tymczasem zasiadamy przed zielonym biurkiem w jednym z polskich miast na około 2 tygodnie przed planowanym wyjazdem do Pragi, z której właśnie przed tygodniem wróciliśmy. Nic nie szkodzi, że ta spirala przysparza o zawrót głowy. Najważniejsze, żeby wiedzieć, w którą stronę się kręci.

W lipcu 2009 roku intensywnie przygotowywałem się do wakacyjnej wyprawy do Pragi. Należało szczegółowo przygotować logistykę, bowiem właśnie ta wizyta w stolicy Czech obfitowała w dwa najważniejsze wydarzenia: koncert Madonny i spotkanie z Janą Korandovą. Podczas tego długiego pobytu zaplanowanych było całe mnóstwo atrakcji i należało je wszystkie tak zaaranżować, aby mieć jeszcze czas na odpoczynek.


W drugiej połowie lipca 2009 r. czeskie media podały wiadomość o tym, iż podczas wakacyjnego pobytu w Pradze Romskiego Króla z Rumunii wraz dworem, jego 17-letni syn Ion uległ wypadkowi. Kilka dni wcześniej Romowie rozbili swój tabor w pobliżu Počernického rybníka (wielki staw rybny o powierzchni 17 ha, zlokalizowany we wschodniej części Pragi). Podczas kąpieli Książę skoczył do wody na głowę i doznał urazu. Nieprzytomnego Iona zabrano do Szpitala Klinicznego Królewskie Vinohrady w Pradze (Fakultní nemocnice Královské Vinohrady) na Oddział Intensywnej Opieki Medycznej. Wraz z nim do Szpitala przybyli jego ojciec i najbliższa rodzina, zaś pozostali dworzanie przebywali nadal w taborze nad Poczernickim Stawem. 

Główny wjazd do Vinohradzkiego Szpitala w Pradze
(Fakultní nemocnice Královské Vinohrady).
Autor: Kacir. Źródło: http://cs.wikipedia.org/wiki/Soubor:Vjezd_FNKV_-_Srobarova.jpg

Ta informacja była jedną z tysiąca wiadomości podawanych przez radio i opisywanych na portalach informacyjnych w Czechach. Wpadała mi w ucho i oko pomiędzy korespondencją z Janą Korandovą, bieżącymi sprawami zawodowymi, a zwyczajnie toczącym się życiem w domu i na ulicach miasta w Polsce. Nie była to wiadomość jakaś szczególna, jednak zwróciłem na nią uwagę niejako náhodou, przez przypadek. Być może dlatego, że kolejne informacje dotyczyły pobytu Księcia w Szpitalu i opieki nad nim. Byłem też ciekawy, jak Czesi radzą sobie w kontakcie z rumuńskimi Romami. Okazało się bowiem, że nikt z nich nie zna innego języka poza własnym. No i jak tu dogadać się z Czechami, którzy tak śmiesznie mówią. Z pomocą przyszedł im student Uniwersytetu Karola w Pradze, który znał język rumuńskich Romów.


Romski Książę Ion stale był nieprzytomny, oddychała za niego maszyna, a jego najbliżsi przebywali razem z nim w sali Intensywnej Terapii Vinohradzkiego Szpitala. W międzyczasie dworzanie Romskiego Króla zwijali tabor, by przenieść się na inne miejsce. Obozowisko liczyło wtedy 30 osób i 11 samochodów, a na wieść o wypadku Księcia, do Pragi podążali z Rumunii koleni poddani Króla. Urzędnicy Miasta Pragi starali się zapewnić im teren z odpowiednimi warunkami sanitarnymi i z dostępem do wody pitnej, na którym mogliby bezpiecznie koczować. Jednak zadanie to nie było łatwe. Dlatego pewien starszy Czech zaproponował im zupełnie nieodpłatnie rozbicie obozowiska na swojej prywatnej łące w pobliżu innego stawu. Przygotował dla nich specjalną umowę, w której określił, że „mogą tam przebywać tak długo, dopóki będą potrzebowali”. Po niedługim czasie Romowie przenieśli się do szpitalnych ogrodów na Vinohradach (szpital pobudowany jest w systemie pawilonowym). 

Plan Vinohradzkiego Szpitala w Pradze (Fakultní nemocnice Královské Vinohrady).
Źródło: http://www.fnkv.cz/mapa.php

Czytając na czeskich portalach i słuchając w Radiožurmálu wiadomości o losach Romskiego Księcia, byłem poruszony tą tragedią i jednocześnie zachwycony sposobem opieki medycznej i społecznej nad pacjentem i jego bliskimi. A sprawowanie tej opieki nie było łatwe z uwagi na różnice kulturowe, barierę językową, dramatyczne okoliczności, no i wzrastającą liczbę koczowników na terenie szpitala. A w drodze do Pragi było kolejny 70. osób z dworu rumuńskiego Króla Romów. Tak więc zarządzanie tą sytuacją było niebagatelnym wyzwaniem. Tym bardziej trudnym, ponieważ w Czechach ciągle żywy i gorący jest konflikt z miejscową romską społecznością (od czasu do czasu dochodzi do krwawych zamieszek). Wyobrażałem sobie, że przepojeni niechęcią i złością do Romów Czesi, mogą być w stosunku do przybyszów z Rumunii agresywni. To potencjalne napięcie mogło jeszcze bardziej wzrosnąć, gdy media poinformowały o braku ubezpieczenia zdrowotnego Romskiego Księcia, co oznaczało, że za jego leczenie nie zostaną wypłacone pieniądze.

Oczywiście, moje wyobrażenia o potencjalnym konflikcie czesko-romskim okazały się niesłuszne. Lecz dzięki konfrontacji mojej polskiej mentalności z faktami z Czech, uświadomiłem sobie kolejny obszar „oprogramowania” służącego do interpretacji rzeczywistości, które w polski sposób wykrzywia moje postrzeganie świata. Dobre mniemanie o sobie jako o człowieku otwartym i tolerancyjnym powinienem wystawić na weryfikację.

W poniedziałek 3 sierpnia 2009 r. w Szpitalu na Vinohradech w Pradze zmarł Romski Książę Ion. Smutna sprawa i chwytające za serce reakcje jego bliskich. Przyjąłem to do wiadomości i zacząłem pakować walizkę, by już we wtorek udać się w podróż do stolicy Czech na długo oczekiwane wakacje. Jeszcze przez kilka dni media informowały o żałobie Romów, przewiezieniu ciała Księcia do Rumunii i pochówku. Podczas mojego pobytu w Pradze, nasze indywidualne światy ocierały się o siebie właśnie na Vinahradech. Lecz ja już o tym w ogóle nie myślałem. Byłem zajęty zupełnie innymi sprawami. Jednak podczas spotkania z Janą Korandovą wyraziłem swój podziw wobec pracowników Szpitala za profesjonalne zarządzanie tą sytuacją. Powiedziała wtedy, że to była jedna z trudniejszych spraw, jakie wydarzyły się ostatnio w czeskiej ochronie zdrowia. „Jde o to, aby někomu neublížit” (chodzi o to, żeby nikogo nie urazić). To zdanie potem wielokrotnie usłyszę od Czechów, którzy skrupulatnie analizują sytuację pod kątem ochrony praw i dóbr innych osób przed swoją własną, przypadkową i niechcącą inwazyjnością. Można powiedzieć: to taka druga, mało znana strona asertywności. 

Tak więc w Pradze, niezwykle dyskretnie, odbyło się moje „spotkanie bez spotkania” z Romskim Księciem Ionem. Tylko jakie to będzie miało znaczenie, mogłem przekonać się dopiero za jakiś czas. Koncert Madonny i spotkania z Janą Korandovą zdominowały wakacyjny pobyt w stolicy Czech, a w perspektywie było już widać brneński kurs dla nauczycieli, na który wybieraliśmy się w październiku 2009 r.