Translate

wtorek, 12 listopada 2013

Konferencje w Polsce są różne – list do Przyjaciela na Słowacji

Ahoj Lukáši

Pamiętasz, niedawno, podczas konferencji w Polsce, zapytałeś mnie o to, jak transferujemy wiedzę teoretyczną do praktyki? Nie umiałem Ci wtedy na to pytanie odpowiedzieć, ponieważ zmieszały mi się obrazy tego, w jaki sposób Wy – Słowacy – to robicie, z tym, jak to jest w Polsce. Potem jeszcze długo na ten temat rozmyślałem i powiem Ci, że dzięki temu, iż miałem możliwość uczestniczenia w życiu konferencyjnym w obu krajach, dużo łatwiej jest mi dostrzec wady i zalety zarówno polskiego transferowania wiedzy do praktyki, jak i tego, co moglibyśmy Wam ze swej strony zaproponować, jako dobrą praktykę.

Konferencje w Polsce są różne i pod względem tematyki, jak również siły rażenia. Niektóre konferencje i ich organizatorzy wyspecjalizowali się w przemawianiu do pustych krzeseł. Ich główną misją jest stworzenie okazji do publikacji i miejsca do wygłoszenia doniesienia zjazdowego nauczycielom akademickim, którym ta forma aktywności liczy się do naukowego dorobku. Oczywiście, gehenną prawdziwych naukowców jest „wyścig szczurów” po Impact Factor (IF)*, lecz pielęgniarki - nauczyciele akademiccy są w tej konkurencji „sportowej” raczej na straconych pozycjach. Nawet jeśli zdobędą wymaganą sumę punktów IF, to i tak większość z nich nie przystąpi do habilitacji. Ten stopień i tego typu ścieżka zawodowej kariery pilnie strzeżone są przez lekarzy. Pielęgniarskie ambicje naukowego rozwoju traktowane są przez kadrę zarządzającą wyższych uczelni jak fanaberia. Tak więc zdecydowana większość akademiczek swoje osiągnięcia zaprezentuje raczej podczas konferencji, nawet gdyby słuchaczami miały być puste krzesła. Czy w takich razach odbywa się transfer wiedzy do praktyki? Myślę, że nie.

W Polsce odbywają się również konferencje w salach po brzegi wypełnionych uczestnikami. Najczęściej ich organizatorami są specjalistyczne stowarzyszenia pielęgniarskie. Tematyka takiego zjazdu dotyczy wąskiej specjalności. To jest podobnie jak u Was. Jednak różnica polega na tym, iż na Słowacji organizatorem takiego spotkania jest sekcja pielęgniarstwa specjalistycznego działająca przy Słowackiej Izbie Pielęgniarek i Położnych. W Polsce natomiast, po 1989 r. gwałtownie rozpadła się „pielęgniarska scena”, na której do tego czasu najważniejszą organizacją było Polskie Towarzystwo Pielęgniarskie, osadzone w międzynarodowych strukturach. „Podział tortu” nastąpił pomiędzy tworzącym się samorządem zawodowym, nowo powstającymi specjalistycznymi stowarzyszeniami a związkami zawodowymi. Każda z tych organizacji zajęła określony segment rynku, każda z nich jest organizatorem swojej własnej pielęgniarskiej konferencji. Po roku 2000 do gry stopniowo dołączały nowo tworzone wydziały pielęgniarstwa ówczesnych akademii medycznych (dziś uniwersytetów medycznych). W tym samym czasie weszły w życie nowe formy i zasady kształcenia zawodowego, które nałożyły obowiązek podnoszenia kwalifikacji poprzez odbywanie specjalizacji, kursów specjalistycznych, kwalifikacyjnych i dokształcających. Po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej w naszym kraju rozpoczęto kształcenie pielęgniarek na studiach pomostowych. Forma nieznana nigdzie na świecie, której zazdrośćcie nam Wy – Słowacy, jak również Czesi. Z Waszej perspektywy wygląda to na atrakcyjną, bo krótką ścieżkę studiowania do uzyskania tytułu licencjata („Bakalár” po słowacku i „Bakalář” po czesku). Dla polskich pielęgniarek był to policzek, bowiem studia te powstały z nieuznawania ich dotychczasowych dyplomów i kwalifikacji na europejskim rynku pracy.

Tak więc każda z tych, niejako przymusowych, form podyplomowego kształcenia jest okazją do transferu wiedzy do praktyki. Konferencje jednak takiej nośności nie mają, ponieważ zazwyczaj w krótkim wystąpieniu da się zaprezentować jedynie jakiś mały wycinek zbadanej rzeczywistości. Poza tym wiele z tych projektów badawczych zatrzymuje się w fazie diagnozy problemu, na rozpoznaniu zjawiska i… na tym kończy się ten proces. Jak widzisz, brakuje sformułowania planu rozwiązania problemu, wdrożenia go w życie i ocenienia jego skuteczności. Wtedy miałoby to swą praktyczną wartość – teoria zamieniłaby się w działanie. Kiedyś Ci opowiem, skąd bierze się ten bezsensownie przerywany proces badawczo-wdrożeniowy. Natomiast zaletą polskich badań jest zastosowanie standaryzowanych narzędzi pomiarowych. Zaletą zaś Waszych – Słowackich – konferencyjnych prezentacji i gorących dyskusji jest pragmatyzm. Gdyby się to udało zmyślnie połączyć?

Pozdrawiam Cię serdecznie,
Wojtek


* Impact Factor – „wskaźnik prestiżu i siły oddziaływania czasopism naukowych” (Wikipedia); to także kij albo marchewka lub dwa w jednym, służące do dyscyplinowania pracowników naukowo-dydaktycznych, starających się zwyciężyć w wyścigu do usamodzielnienia się na uczelni; a tak naprawdę, są to punkty uzyskane za publikację w renomowanym czasopiśmie, których odpowiednia (zmieniająca się) liczba jest jednym z kryteriów oceny rozwoju naukowego nauczyciela akademickiego, umożliwiająca habilitację (WN).