Podróż do Brna zaczęła się praktycznie w pociągu jadącym do
Warszawy z wakacyjnego pobytu w Pradze w sierpniu 2009 r. Ogromny bagaż
wspomnień nie domykał się przez całą drogę – ciągle coś wypadało ze środka,
stale przypominały się jakieś zdarzenia i trzeba było je upychać niemalże na
siłę. Ta „gorączka” była oczywiście przyjemna, czas szybko płynął, a słowacka
obsługa wagonu restauracyjnego miło brzmiała w uszach na terytorium Polski. Była
to podróż do Brna z przesiadką w „Sajgonie” *.
Jeszcze tylko niecałe dwa miesiące dzieliły nas od „Teach
the Teacher course” – pierwszej edycji szkolenia w językach narodowych, którą
Europejska Liga Przeciwreumatyczna (EULAR) eksperymentalnie realizowała we
współpracy z Instytutem Reumatologii w Pradze. Miejscem zajęć miało być
Narodowe Centrum Pielęgniarstwa i Nielekarskich Zawodów Medycznych w Brnie (Národní
centrum ošetřovatelství a nelékařských zdravotnických oborů v Brně). Przygotowania
do pierwszego, oficjalnego etapu współpracy polsko-czeskiej w dziedzinie
pielęgniarstwa były już na finiszu. W następnej kolejności miała odbyć się
rewizyta gości z Czech. Stypendium ERASMUS przewidywało pięciodniowy pobyt w
docelowym ośrodku zagranicznym (czyli w polskiej uczelni), w którym stypendyści
powinni przeprowadzić po 5 godzin zajęć. Pozostały czas można było przeznaczyć
na udział w spotkaniach roboczych grup problemowych i na zwiedzanie ośrodków
medycznych. Dlatego rewizytę planowaliśmy na następny rok po szkoleniu w Brnie,
jako udział w konferencji i poprowadzenie zajęć warsztatowych. Organizacją tego
przedsięwzięcia zajmowałem się wraz z pracownikami jednego z zakładów
dydaktycznych polskiej uczelni. Jeszcze przed moim sierpniowym wyjazdem do Pragi
ustalono, że konferencja i zajęcia warsztatowe z udziałem pielęgniarek praskiego
Instytutu Reumatologii powinny odbyć się w dniach pomiędzy 20 a 26 września 2010 r. w
Polsce. Taką też datę zarezerwowała sobie Jana Korandová w swoim kalendarzu
pełnym napiętych terminów. Z taką też wiedzą i nastawieniem wracałem z wakacji
w Pradze.
Tymczasem w kraju do zrobienia było jeszcze sporo rzeczy. Z
Pragi przywiozłem gruby plik czeskich tekstów do przetłumaczenia, a w skrzynce mailowej
czekały koleje streszczenia wykładów i prezentacje multimedialne, które Jana
Korandová sukcesywnie wysyłała pocztą elektroniczną jeszcze w trakcie mojego
pobytu w Pradze. Potem w korespondencji nastała zbawienna cisza, bowiem Jana udała
się na zasłużony urlop do Grecji. Te dwutygodniowe zagraniczne wczasy dla 2
osób były nagrodą w czeskim konkursie Pielęgniarka Roku 2008 (więcej pisałem na
ten temat w poprzednich artykułach). To rzeczywiście było godne uhonorowanie
zwycięscy.
W październiku 2009 r. uczestniczyłem wraz z Koleżanką w
krajowym zjeździe reumatologicznym, podczas którego mięliśmy zaprosić
uczestników na następny rok na konferencję z udziałem Jany Korandovej i
warsztaty przez nią prowadzone. I, o zgrozo, organizatorzy poinformowali nas o
tym, iż właśnie w terminie o tydzień wcześniejszym już zaplanowali swój zjazd z
bezpłatną sesją dla pielęgniarek. Kolorowy folder z Komunikatem o tej imprezie
trzymaliśmy właśnie w rękach. Kolizja bez szans, bo: konkurencyjna konferencja ma
swoją tradycję; jest bezpłatna i stanowi najważniejsze forum wymiany wiedzy i
doświadczenia polskich pielęgniarek reumatologicznych; zaś konferencja
uczelniana jest wielodyscyplinarna i nie jest specyficznie reumatologiczna; ma
się odbyć w tydzień po bezpłatnym zjeździe; jest droga (wpisowe pomiędzy 300 a
500 zł), a ikoną spotkania ma być nieznana polskim pielęgniarkom Czeszka (choć
znana reumatologom, rehabilitantom i psychologom z Instytutu Reumatologii w
Warszawie – wszyscy wymienieni spotykają się na corocznych europejskich i
światowych kongresach reumatologicznych). Czy ktoś zatem zechce skorzystać z
naszej propozycji?
Organizatorzy tego zjazdu okazali nam zrozumienie, a przewodnicząca
Sekcji Pielęgniarstwa Reumatologicznego – pani Joanna Kosatka – zaproponowała,
aby seminarium z udziałem Jany Korandovej przenieść na ich konferencję, ale w
ramach współpracy z zakładem dydaktycznym wspomnianej uczelni. Z merytorycznego
punktu widzenia było to dobre rozwiązanie, bowiem celem wizyty gości z Czech
miał być transfer wiedzy i doświadczenia, z którego można byłoby skorzystać w Polsce.
Jednocześnie zadania, dotyczące rejestracji uczestników, zapewnienia sali do
zajęć, drukowanie materiałów zjazdowych, przechodziły z gestii uczelni na
organizatora konferencji. Propozycja nie do odrzucenia i do rozważenia.
Właśnie z tą wiadomością, tuż po powrocie ze zjazdu
reumatologicznego, wystosowałem maila do kierownictwa zakładu, ponieważ w tym
czasie innej drogi komunikacji już nie było. Chodziło o podjęcie decyzji o
ewentualnej zmianie terminu wizyty gości z Czech. Ta zmiana wiązała się
przecież z renegocjacją terminu i warunków ich pobytu w Polsce. Ponadto, po
szkoleniu w Brnie, miało odbyć się spotkanie w Pradze, podczas którego powinny
zapaść wiążące decyzje, dotyczące podpisania umowy o wzajemnej współpracy. Czas
naglił, bo do wyjazdu z Polski pozostały 3 dni.
Tymczasem w ciągu czterech dni korespondencji i wymiany 12
emaili okazało się najpierw, że „to pracownicy zakładu powinni podjąć decyzję”.
Ten argument nie był przekonujący z uwagi na to, iż umowę o współpracy będą podpisywały
władze uczelni, ani nie grupa asystentów. Poza tym rozmowy z Czechami były już
w zaawansowanym stadium i lada moment miały przejść na poziom oficjalny. W obu
instytucjach rozmawiałem przecież z kierownictwem tych jednostek. Miałem pełne
zaufanie do tego, iż są to wiążące ustalenia. Byłem przekonany, że Jana
Korandová jako naczelna pielęgniarka Instytutu Reumatologii w Pradze oraz
ekspertka EULAR i najwyżej uhonorowana czeska pielęgniarka – że właśnie ona gwarantuje
rzetelność tej współpracy. Z mojej perspektywy w tym momencie najważniejsze było
to, aby pośród licznych obowiązków i zapełnionego na 2 lata do przodu
kalendarza – żeby w tym natłoku zadań zaakceptowała nowy termin wizyty w Polsce.
W korespondencji z kierownictwem zakładu napisałem: „Bardzo uważam, żeby
wszystko było akuratne, bo jest to Dama czeskiego pielęgniarstwa
reumatologicznego (Ona je stworzyła w Czechach od podstaw) i jest gwiazdą
pielęgniarstwa reumatologicznego w Europie. Warto Ją gościć niezależnie od
zaistniałych podziałów”. W odpowiedzi przeczytałem, że „opinię w kwestii
dalszych kontaktów z tą Panią Janą” powinna wydać Koleżanka od reumatologii. Niestety,
ciągle nie było to jednoznaczne stanowisko. A na zakończenie korespondencji otrzymałem
informację, iż kierownictwo zakładu „nic nie deklarowało, nic nie podpisywało i
nic nie ustalało, i że nie ma wobec Pani Jany żadnych zobowiązań”. Konkluzją
było stwierdzenie: „na 99% (…) współpracy w Zakładzie nie będzie…”. Ta
informacja została wysłana 15 października 2009 r. o godz. 6:46, a o godz. 7:57
siedzieliśmy już w pociągu jadącym do Brna.
- „Sajgon” – stan organizacji życia społecznego i komunikacji międzyludzkiej w grupie pracowniczej (lub/i rodzinie) nacechowany chaosem i totalną nieprzewidywalnością sytuacji, którego lejtmotywem są jednocześnie przemoc emocjonalna, dezinformacja i wzbudzanie poczucia winy; generalnie, jest to trudna sytuacja nietypowa o przedłużonym działaniu (definicja własna autora). Nazwa „Sajgon” pochodzi od nazwy miasta; metaforycznie używana była na określenie „piekła” niejako na podobieństwo dramatu wojennego, który w latach 1957–1975 dotknął ówczesną stolicę Wietnamu Południowego.