Translate

poniedziałek, 7 października 2013

W drodze do Brna

Podróż do Brna zaczęła się praktycznie w pociągu jadącym do Warszawy z wakacyjnego pobytu w Pradze w sierpniu 2009 r. Ogromny bagaż wspomnień nie domykał się przez całą drogę – ciągle coś wypadało ze środka, stale przypominały się jakieś zdarzenia i trzeba było je upychać niemalże na siłę. Ta „gorączka” była oczywiście przyjemna, czas szybko płynął, a słowacka obsługa wagonu restauracyjnego miło brzmiała w uszach na terytorium Polski. Była to podróż do Brna z przesiadką w „Sajgonie” *.

Jeszcze tylko niecałe dwa miesiące dzieliły nas od „Teach the Teacher course” – pierwszej edycji szkolenia w językach narodowych, którą Europejska Liga Przeciwreumatyczna (EULAR) eksperymentalnie realizowała we współpracy z Instytutem Reumatologii w Pradze. Miejscem zajęć miało być Narodowe Centrum Pielęgniarstwa i Nielekarskich Zawodów Medycznych w Brnie (Národní centrum ošetřovatelství a nelékařských zdravotnických oborů v Brně). Przygotowania do pierwszego, oficjalnego etapu współpracy polsko-czeskiej w dziedzinie pielęgniarstwa były już na finiszu. W następnej kolejności miała odbyć się rewizyta gości z Czech. Stypendium ERASMUS przewidywało pięciodniowy pobyt w docelowym ośrodku zagranicznym (czyli w polskiej uczelni), w którym stypendyści powinni przeprowadzić po 5 godzin zajęć. Pozostały czas można było przeznaczyć na udział w spotkaniach roboczych grup problemowych i na zwiedzanie ośrodków medycznych. Dlatego rewizytę planowaliśmy na następny rok po szkoleniu w Brnie, jako udział w konferencji i poprowadzenie zajęć warsztatowych. Organizacją tego przedsięwzięcia zajmowałem się wraz z pracownikami jednego z zakładów dydaktycznych polskiej uczelni. Jeszcze przed moim sierpniowym wyjazdem do Pragi ustalono, że konferencja i zajęcia warsztatowe z udziałem pielęgniarek praskiego Instytutu Reumatologii powinny odbyć się w dniach pomiędzy 20 a 26 września 2010 r. w Polsce. Taką też datę zarezerwowała sobie Jana Korandová w swoim kalendarzu pełnym napiętych terminów. Z taką też wiedzą i nastawieniem wracałem z wakacji w Pradze.

Tymczasem w kraju do zrobienia było jeszcze sporo rzeczy. Z Pragi przywiozłem gruby plik czeskich tekstów do przetłumaczenia, a w skrzynce mailowej czekały koleje streszczenia wykładów i prezentacje multimedialne, które Jana Korandová sukcesywnie wysyłała pocztą elektroniczną jeszcze w trakcie mojego pobytu w Pradze. Potem w korespondencji nastała zbawienna cisza, bowiem Jana udała się na zasłużony urlop do Grecji. Te dwutygodniowe zagraniczne wczasy dla 2 osób były nagrodą w czeskim konkursie Pielęgniarka Roku 2008 (więcej pisałem na ten temat w poprzednich artykułach). To rzeczywiście było godne uhonorowanie zwycięscy.

W październiku 2009 r. uczestniczyłem wraz z Koleżanką w krajowym zjeździe reumatologicznym, podczas którego mięliśmy zaprosić uczestników na następny rok na konferencję z udziałem Jany Korandovej i warsztaty przez nią prowadzone. I, o zgrozo, organizatorzy poinformowali nas o tym, iż właśnie w terminie o tydzień wcześniejszym już zaplanowali swój zjazd z bezpłatną sesją dla pielęgniarek. Kolorowy folder z Komunikatem o tej imprezie trzymaliśmy właśnie w rękach. Kolizja bez szans, bo: konkurencyjna konferencja ma swoją tradycję; jest bezpłatna i stanowi najważniejsze forum wymiany wiedzy i doświadczenia polskich pielęgniarek reumatologicznych; zaś konferencja uczelniana jest wielodyscyplinarna i nie jest specyficznie reumatologiczna; ma się odbyć w tydzień po bezpłatnym zjeździe; jest droga (wpisowe pomiędzy 300 a 500 zł), a ikoną spotkania ma być nieznana polskim pielęgniarkom Czeszka (choć znana reumatologom, rehabilitantom i psychologom z Instytutu Reumatologii w Warszawie – wszyscy wymienieni spotykają się na corocznych europejskich i światowych kongresach reumatologicznych). Czy ktoś zatem zechce skorzystać z naszej propozycji?

Organizatorzy tego zjazdu okazali nam zrozumienie, a przewodnicząca Sekcji Pielęgniarstwa Reumatologicznego – pani Joanna Kosatka – zaproponowała, aby seminarium z udziałem Jany Korandovej przenieść na ich konferencję, ale w ramach współpracy z zakładem dydaktycznym wspomnianej uczelni. Z merytorycznego punktu widzenia było to dobre rozwiązanie, bowiem celem wizyty gości z Czech miał być transfer wiedzy i doświadczenia, z którego można byłoby skorzystać w Polsce. Jednocześnie zadania, dotyczące rejestracji uczestników, zapewnienia sali do zajęć, drukowanie materiałów zjazdowych, przechodziły z gestii uczelni na organizatora konferencji. Propozycja nie do odrzucenia i do rozważenia.

Właśnie z tą wiadomością, tuż po powrocie ze zjazdu reumatologicznego, wystosowałem maila do kierownictwa zakładu, ponieważ w tym czasie innej drogi komunikacji już nie było. Chodziło o podjęcie decyzji o ewentualnej zmianie terminu wizyty gości z Czech. Ta zmiana wiązała się przecież z renegocjacją terminu i warunków ich pobytu w Polsce. Ponadto, po szkoleniu w Brnie, miało odbyć się spotkanie w Pradze, podczas którego powinny zapaść wiążące decyzje, dotyczące podpisania umowy o wzajemnej współpracy. Czas naglił, bo do wyjazdu z Polski pozostały 3 dni.

Tymczasem w ciągu czterech dni korespondencji i wymiany 12 emaili okazało się najpierw, że „to pracownicy zakładu powinni podjąć decyzję”. Ten argument nie był przekonujący z uwagi na to, iż umowę o współpracy będą podpisywały władze uczelni, ani nie grupa asystentów. Poza tym rozmowy z Czechami były już w zaawansowanym stadium i lada moment miały przejść na poziom oficjalny. W obu instytucjach rozmawiałem przecież z kierownictwem tych jednostek. Miałem pełne zaufanie do tego, iż są to wiążące ustalenia. Byłem przekonany, że Jana Korandová jako naczelna pielęgniarka Instytutu Reumatologii w Pradze oraz ekspertka EULAR i najwyżej uhonorowana czeska pielęgniarka – że właśnie ona gwarantuje rzetelność tej współpracy. Z mojej perspektywy w tym momencie najważniejsze było to, aby pośród licznych obowiązków i zapełnionego na 2 lata do przodu kalendarza – żeby w tym natłoku zadań zaakceptowała nowy termin wizyty w Polsce. W korespondencji z kierownictwem zakładu napisałem: „Bardzo uważam, żeby wszystko było akuratne, bo jest to Dama czeskiego pielęgniarstwa reumatologicznego (Ona je stworzyła w Czechach od podstaw) i jest gwiazdą pielęgniarstwa reumatologicznego w Europie. Warto Ją gościć niezależnie od zaistniałych podziałów”. W odpowiedzi przeczytałem, że „opinię w kwestii dalszych kontaktów z tą Panią Janą” powinna wydać Koleżanka od reumatologii. Niestety, ciągle nie było to jednoznaczne stanowisko. A na zakończenie korespondencji otrzymałem informację, iż kierownictwo zakładu „nic nie deklarowało, nic nie podpisywało i nic nie ustalało, i że nie ma wobec Pani Jany żadnych zobowiązań”. Konkluzją było stwierdzenie: „na 99% (…) współpracy w Zakładzie nie będzie…”. Ta informacja została wysłana 15 października 2009 r. o godz. 6:46, a o godz. 7:57 siedzieliśmy już w pociągu jadącym do Brna.


  • „Sajgon” – stan organizacji życia społecznego i komunikacji międzyludzkiej w grupie pracowniczej (lub/i rodzinie) nacechowany chaosem i totalną nieprzewidywalnością sytuacji, którego lejtmotywem są jednocześnie przemoc emocjonalna, dezinformacja i wzbudzanie poczucia winy; generalnie, jest to trudna sytuacja nietypowa o przedłużonym działaniu (definicja własna autora). Nazwa „Sajgon” pochodzi od nazwy miasta; metaforycznie używana była na określenie „piekła” niejako na podobieństwo dramatu wojennego, który w latach 1957–1975 dotknął ówczesną stolicę Wietnamu Południowego.