Translate

środa, 30 października 2013

O konferencjach w Polsce. Czy na pewno o wszystkich?

- Vojtík, na tej konferencji są sami nauczyciele akademiccy i nie ma pielęgniarek praktyków? – zapytał mnie szeptem mój słowacki Przyjaciel.

- Tak, Lukáši, na konferencję przyjechali sami nauczyciele i jak widzisz – wszyscy uczestnicy, to prelegenci. – odszeptałem, by nie zakłócić atmosfery skupienia w sali wypełnionej po brzegi prawie pustymi krzesłami.

- To znaczy, że zebrali się tylko teoretycy? A jak Wy, w Polsce, transferujecie wiedzę teoretyczną do praktyki? – zapytał Lukáš.

Zbaraniałem, nie mając gotowej, zgrabnej odpowiedzi. Mój rozmówca zauważył wyraz zakłopotania na mojej twarzy i zrezygnował z oczekiwania na odpowiedź. Zdaje się, że poznał ją w tym momencie.

A ja tymczasem przestałem słyszeć głos prelegentki, stojącej przy mikrofonie, choć przed moimi oczami zmieniały się kolejne slajdy z wykresami, przedstawiającymi wyniki jakiegoś badania. Moje myśli pomknęły do czasów, gdy konferencyjne sale pękały w szwach. Do mikrofonów przemawiały pielęgniarki – można powiedzieć – oderwane od łóżka chorego. Mówiły o tym, co robią i jak starają się polepszyć swoją praktykę. Dzieliły się zdobytym doświadczeniem, a ich głosy niekiedy łamały się na widok tylu oczu, skierowanych właśnie na nie. Strzykawka i termometr były przecież już dawno oswojone, w przeciwieństwie do mikrofonu, który w dłoni leży zupełnie inaczej i jeszcze trzeba do niego mówić. Tak… były to lata przeprowadzania małych, osobistych eksperymentów, lata wdrażania pomysłów usłyszanych na konferencjach, lata osobistego i zawodowego rozwoju.

Nie, nie chcę przez to powiedzieć, że dziś nie można kształcić się i rozwijać. Obecnie odbywa się to inaczej niż przed laty. Oferta szkoleniowa jest bardziej bogata i zróżnicowana… ale musowa. Jest mus ukończenia studiów pomostowych (choć formalnie go nie ma), jest mus zaliczenia kolejnego kursu kwalifikacyjnego, jest mus chodzenia na specjalizację… Lecz, czy ten „wieloowocowy” mus w swej istocie jest lekkostrawny i posilający? Czy jest pielęgnacyjny dla samej pielęgniarki? Czy wręcz przeciwnie, jest ciężkostrawny i zalega kamieniem w jedynym życiu, którego powtórzyć się nie da?

Puste krzesła konferencyjnej sali mówią same za siebie. Jedne mówią: „Nie siadaj, to nie twoje miejsce”. Inne chciałyby być obsiadłe i jednocześnie nie rozumieją tego porzucenia. Konferencyjna sala jest jak opustoszała świątynia mądrości. Panuje w niej cisza… od czasu do czasu rozdzierana słowami, niosącymi treści trudne do przetłumaczenia na język praktyki. Zdaje się, że już wiem, co mógłbym odpowiedzieć Lukášovi…