Od czasu mojego pierwszego tłumaczenia z języka czeskiego, a
mogło to być w roku 1969 lub 70. (3-4 klasa szkoły podstawowej), nie rozstawałem
się ze „Słownikiem czesko-polskim”. Traktowałem go jako szczególną książkę, czytając
wszystkie hasła od dechy do dechy. Po prostu, byłem ciekawy, co znaczą
poszczególne słowa. Dzięki temu nauczyłem się czytać po czesku, choć i tak nie
miałem do tego zbyt wielu okazji. W tamtych czasach bowiem, prędzej można było
kupić w kiosku radziecką „Prawdę”, niż jakąkolwiek inną zagraniczną prasę. Ta skromna
znajomość języka czeskiego przydała się jednak podczas mojej pierwszej w życiu zagranicznej podróży.
Na przełomie siódmej i ósmej klasy szkoły podstawowej (1975 r.), wakacje spędzałem w Kudowie Zdroju u mojej o bardzo wiele ode mnie starszej Siostry. Dzięki miejscowym znajomościom i nowym przepisom o przygranicznym ruchu turystycznym, mogliśmy pojechać do Czechosłowacji na całodniową wycieczkę. Podbój nowego świata zupełnie jak za dziecinnych lat… Z tamtej wycieczki pamiętam kilka obrazów, np. wielki zamek, bukszpanowy labirynt w ogrodzie w stylu angielskim, no i najważniejsze… przemówienie po czesku. Pierwsza w życiu, poważna, zagraniczna oracja właśnie miała nastąpić. Było to na Rynku jakiegoś miasteczka. Bez trybuny, bez mikrofonów, kamer i czerwonego dywanu, na samym środku Placu... zapytałem przechodnia: „Prosím Vás, je to pošta?” – wskazując ręką na jasny budynek pośród zieleni. „Ano, je to pošta” – usłyszałem szczęśliwy, że rozumiem, że mówię, że dogaduję się z prawdziwym Czechem. Byłem z siebie dumny i w tym odurzeniu samozachwytem kupiłem kartki pocztowe i znaczki do Polski. Pisałem pozdrowienia z Czechosłowacji – z pierwszej w życiu zagranicznej wyprawy.
Na przełomie siódmej i ósmej klasy szkoły podstawowej (1975 r.), wakacje spędzałem w Kudowie Zdroju u mojej o bardzo wiele ode mnie starszej Siostry. Dzięki miejscowym znajomościom i nowym przepisom o przygranicznym ruchu turystycznym, mogliśmy pojechać do Czechosłowacji na całodniową wycieczkę. Podbój nowego świata zupełnie jak za dziecinnych lat… Z tamtej wycieczki pamiętam kilka obrazów, np. wielki zamek, bukszpanowy labirynt w ogrodzie w stylu angielskim, no i najważniejsze… przemówienie po czesku. Pierwsza w życiu, poważna, zagraniczna oracja właśnie miała nastąpić. Było to na Rynku jakiegoś miasteczka. Bez trybuny, bez mikrofonów, kamer i czerwonego dywanu, na samym środku Placu... zapytałem przechodnia: „Prosím Vás, je to pošta?” – wskazując ręką na jasny budynek pośród zieleni. „Ano, je to pošta” – usłyszałem szczęśliwy, że rozumiem, że mówię, że dogaduję się z prawdziwym Czechem. Byłem z siebie dumny i w tym odurzeniu samozachwytem kupiłem kartki pocztowe i znaczki do Polski. Pisałem pozdrowienia z Czechosłowacji – z pierwszej w życiu zagranicznej wyprawy.
A. Haun: Náchod od západu, chromolitografie, 1867.
Źródło: http://cs.wikipedia.org/wiki/Soubor:History_of_N%C3%A1chod_14_-_N%C3%A1chod_from_the_west.jpg |
Tomas Nemec. Zamek Nové Mĕsto nad Metují, panorama – widok z
ogrodu, 19.07.2007.
Źródło: http://cs.wikipedia.org/wiki/Soubor:Zamek_Nove_Mesto_nad_Metuji_panorama.jpg |
Gdy dziś spoglądam na mapę Czech, odnajduję miejscowości,
które w tamtym czasie zwiedzałem. Był to z całą pewnością Náchod – miasto tuż
przy samej granicy z Polską. Pomiędzy Kudową Słonem a Náchodem znajduje się
wielkie przejście graniczne, które wielokrotnie później przekraczałem,
podróżując do Pragi. Nové Město nad Metují i zamek tam zlokalizowany, to
kolejne cele tamtej wyprawy.
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że te drobne wydarzenia w jakiś sposób mogą ułożyć się w szlak, zmierzający do polsko-czesko-słowackiej współpracy w ochronie zdrowia.
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że te drobne wydarzenia w jakiś sposób mogą ułożyć się w szlak, zmierzający do polsko-czesko-słowackiej współpracy w ochronie zdrowia.
Źródło: Google Earth. |